![]() |
|
|
Data publikacji: 25 grudnia 2011 | A- A A+ |
Dom Kalifa. Rok w Casablance (2006) to autobiograficzna powieść Tahira Shaha – anglo-afgańskiego pisarza, dziennikarza, dokumentalisty. Prozaik urodził się w 1966 roku w Londynie i tu też się wychowywał. Jednak z Marokiem był związany od wczesnego dzieciństwa. To właśnie tu zabierał go ojciec, rozpoznający w Atlasie Wysokim góry ukochanego Afganistanu.
Dla mojego ojca była to okazja, żeby pokazać dzieciom pejzaże podobne do tych z rodzinnego kraju. Przed oczami stawał nam kobierzec górskich przełęczy i dolin o stromych zboczach, pustyń, oaz i ufortyfikowanych miast z czasów kolonialnych. Obcowaliśmy z kulturą, w której wciąż obowiązywały plemienne kodeksy honoru i szacunku.
W Maroku żył też przez ostatnią dekadę swego życia dziadek Tahira. Sirdar Ikbal Ali Shah za swój dom obrał sobie Tanger i tu mieszkał aż do swojej tragicznej śmierci w 1969 roku. Wybrał właśnie ten kraj, gdyż po tym, jak zmarła jego ukochana żona, zupełnie się załamał i postanowił dożyć reszty swych dni w miejscu, z którym nie wiązały się żadne wspomnienia z lat szczęśliwego małżeństwa. Ślady obecności Ikbala w Maroku czytelnik odnajdzie także w książce – Tahir Shah wędruje śladami przodka, odkrywając jego tajemnice. Odwiedza willę Andalus przy rue de la Plage, sklep z aromatyczną brazylijską kawą oraz salony francuskiej arystokracji. Choć pisarz miał zaledwie trzy lata, kiedy zmarł jego dziadek, bardzo się z nim utożsamia. Opowiadając o Ikbalu, Tahir Shah opowiada czytelnikom o sobie samym.
Tahir Shah to gawędziarz, który talent literacki wyssał z mlekiem matki. Jego ojciec, Idries Shah, był nauczycielem sufizmu, a zarazem autorem wielu książek, poświęconych naukom sufickim. Był tytanem pracy – każdego dnia jego teksty rozrastały się o dziesięć tysięcy nowych słów. Przyjaźnił się z największymi – Doris Lessing, Robertem Graves’em czy J.D. Salingerem. Literacki dorobek Tahira jest mniejszy, ale również imponujący. Brytyjczyk jest autorem dziesięciu książek, przetłumaczonych na trzydzieści języków, i pół tuzina filmów dokumentalnych, emitowanych choćby na takich kanałach, jak National Geographic czy History.
Dom Kalifa to pierwsza książka, która łączy wszystkie jego pasje – zamiłowanie do snucia opowieści, do podróżowania i do poznawania innych kultur. Druga to nieprzetłumaczona jeszcze na język polski In Arabian Nights. A caravan of Moroccan dreams z 2008 roku, która zaczyna się tam, gdzie Dom Kalifa się kończy. A Dom Kalifa rozpoczyna się w 2004 roku sceną, z jaką można się spotkać w wielu toskanianach. Mężczyzna, niepomny na sprzeciw rodziny, właśnie podpisuje u prawnika ostatnie dokumenty, dzięki którym stanie się posiadaczem wymarzonego, choć zrujnowanego domu. Nie zna języka kraju, do którego się przeprowadza, więc właściwie nie wie, co na kartkach zostało napisane, lecz mimo to składa na nich swój podpis. Odbiera klucz, lecz wtem siła ogromnej eksplozji rzuca nim o podłogę. Okna wypadły z impetem do wnętrza, zasypując całe pomieszczenie gradem odłamków. Po chwili, ogłuszony i obsypany potłuczonym szkłem, usiłowałem się podnieść, ale nogi trzęsły mi się tak mocno, że prawie nie mogłem wstać. Elegancko ubrany prawnik siedział tymczasem pod biurkiem, jakby miał doświadczenie w takich sytuacjach. Wreszcie bez słowa podniósł się, strzepnął okruchy szkła z marynarki, poprawił krawat i odprowadził mnie do drzwi. Na ulicy ludzie krzyczeli i biegali we wszystkich kierunkach, wyły alarmy przeciwpożarowe i policyjne syreny. Była też krew, pełno krwi, na twarzach i rozdartych ubraniach. Patrzyłem na rannych wychodzących z oszklonego hotelu, zbyt roztrzęsiony, żeby udzielać komuś pomocy. Widziałem wszystko jakby w zwolnionym tempie, gdy nagle zahamowała przede mną mała czerwona taksówka. Kierowca, wychylony przez okno pasażera, wołał do mnie z całych sił. „Étranger! Monsieur étranger! (…) To zamachowcy, zamachowcy samobójcy!” – powiedział. – „Wysadzają się w całej Casablance!”.
Ucieczka Tahira z deszczowego, mglistego Londynu do barwnej i słonecznej Casablanki staje się prawdziwą wyprawą w nieznane. Książka Shaha to fascynująca opowieść o poszukiwaniach wymarzonego domu, trudach renowacji, wspaniałości tradycyjnego marokańskiego rzemiosła, zderzeniu kultur i codziennym życiu w bodaj najbardziej znanym z marokańskich miast. Jednak prawdziwa Casablanca jest mało filmowa – jest miastem niebezpiecznym, wymagającym i bezwzględnym. Próżno szukać tu śladów Ilsy i Ricka oraz okrywającej ich magii.
Podróż do Bram Afryki jest początkowo dla Tahira prawdziwą drogą przez mękę. Dom, który kupił – Dar Khalifa – jest gigantyczny, a jako że od dziesięciu lat był niezamieszkany, wymaga ogromnych nakładów pracy. Tym bardziej, że przez cały ten czas z jego zasobów chętnie korzystali mieszkańcy otaczających go z każdej strony slumsów zwanych bidonville. Gdyby nie stała obecność jego wyjątkowego opiekuna, prawdopodobnie nic by już z niego nie zostało. Tahir Shah dowiaduje się o nietypowym strażniku od swoich dozorców dopiero po przeprowadzce do Casablanki. Dom zamieszkuje żeński dżinn o imieniu Kandisza. Pisarz jest racjonalistą i nie wierzy w duchy, jednak prędko dociera do niego, że jeśli ma mieszkać w Maroku, musi zaakceptować miejscowe przesądy i zwyczaje, nawet gdy te wydają mu się dziwaczne. Jednak ma z tym kłopot, zwłaszcza wtedy, gdy cenę za próbę zaakceptowania lokalnej tradycji musi zapłacić jego rodzina. Mimo wielu poważnych kłopotów Shah pozostaje entuzjastą Maroka, a jego stosunek do kraju doskonale opisuje jedno z marokańskich przysłów, które mówi, że każda gąsienica jest gazelą w oczach własnej matki. Z ciekawością dziecka przygląda się światu, a to, czego się dowiaduje skrupulatnie przenosi na papier. Opowiada z pasją i ze swadą o krainie pachnącej cedrem i aromatem prażonej kawy.