![]() |
|
|
Data publikacji: 28 października 2008 | A- A A+ |
- Do czego właściwie zmierzasz? – spytałam ostrożnie.
- Do tego, żebyś pisała tylko takie książki, jakie sama chciałabyś przeczytać.
Ten niepozorny fragment Wypadku na ulicy Starowiślnej znakomicie oddaje jego charakter. Lucyna Olejniczak napisała bowiem taką książkę, jaką chciałaby napisać jej bohaterka. Taką książkę, jaką chciałam przeczytać ja sama. Ciepłą, pogodną i niezwykle wciągającą. A co najważniejsze, z bajecznym Krakowem z tysiąc dziewięćsetnego roku w tle.
Wypadek na ulicy Starowiślnej choć jest drugą książką, która wyszła spod pióra pisarki, tak naprawdę jest jej debiutem powieściowym. Lucyna Olejniczak urodziła się 27 maja 1950 roku w Krakowie, gdzie mieszka do chwili obecnej. Z zawodu jest laborantką medyczną, byłym pracownikiem Katedry Farmakologii UJ. Pisaniem zajęła się po raz pierwszy po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie spędziła dwa lata pracując jako opiekunka do starszych osób. Powstała wtedy Opiekunka, czyli Ameryka widziana z fotela, opublikowana jak dotąd tylko w Internecie. Wypadek na ulicy Starowiślnej jest więc pierwszą powieścią drukowaną, a zarazem pierwszą powieścią opowiadającą o przesympatycznej Krakusce, Lucynie.
13 lipca 1900 roku. Sierżant krakowskiej straży ogniowej, Teodor Henzelmann, ulega wypadkowi. O tym, co się wydarzyło owego letniego dnia dowiaduje się w nieco ponad sto lat później jego prawnuczka, Lucyna. Kobieta, zaintrygowana jedynym śladem dotyczącym jej dalekiego przodka, postanawia rozpocząć swoje prywatne śledztwo w sprawie wypadku. Nieoczekiwanie pomocą w tym, zdawałoby się karkołomnym, przedsięwzięciu, służy jej przypadkowo poznany dziennikarz, piszący artykuł o strażakach krakowskich. Razem zagłębiają się w pamiątkach historii, a wspólne odkrywanie tajemnicy, zbliża ich nie tylko do rozwiązania zagadki…
Wypadek na ulicy Starowiślnej to właściwie powieść obyczajowa, z wyraźnym wątkiem kryminalnym i romansowym. Przezabawna i niezwykle pogodna, intryguje nie tylko ze względu na ciekawą fabułę, ale przede wszystkim z powodu świetnej kreacji głównych bohaterów i wyboru wyjątkowego miejsca akcji. Zacznę od tego drugiego, bardzo mi bliskiego. A mianowicie, od Krakowa.
Pisarka snuje w obrębie powieści dwie historie - współczesną, opowiadającą o poszukiwaniu przez Lucynę śladów Teodora i tę z początku XX wieku, widzianą jednak nie z punktu widzenia jednego bohatera (jak to się ma w przypadku narracji snutej przez Lucynę), a z perspektywy trojga bohaterów tamtych czasów – Teodora i dwojga jego dzieci, Heli i Józka. Te dwie historie to dwa portrety Krakowa, które choć tak różne, łączy jedno – odwieczne przenikanie się tradycji miasta z nowoczesnością. Wypadek na ulicy Starowiślnej to literacki przewodnik po mieście, pełen drobiazgowych opisów nie tylko miejsc znanych dzisiejszym mieszkańcom Krakowa, ale również tych zapomnianych lub uległych zniszczeniu. Razem z pisarką czytelnik spaceruje po Rynku Głównym i jego okolicach, jednak nie porusza się utartymi szlakami, a magicznymi dróżkami – przejściem na Mały Rynek w domu Nad Bramką czy nadzalewową ścieżką z widokiem na dworek Matejki. Każda strona książki zawiera urokliwą widokówkę Krakowa, niejednokrotnie odmalowaną w odcieniu sepii. Powieść staje się tym samym niezwykłą przeprawą przez miasto zaginione – liryczne, poetyckie i rozmarzone. Tym cenniejszą dla mnie, gdyż przez miasto mi najdroższe, mój Kraków.
Ta podróż nie byłaby tak przyjemna, gdyby nie postać głównej bohaterki. Lucyna wzbudziła moją sympatię już od pierwszych kart powieści. Sympatyczna, dowcipna, nie stroniąca od autoironii, nie jest postacią papierową, a prawdziwą kobietą z krwi i kości. Ma problemy, wątpliwości; pomna doświadczeń życiowych, nieco stroni od miłości. Ale jej romans, choć rozwijający się według nieco harlequinowych schematów, nie popada w banał, stanowiąc uroczą historię rozwijającego się uczucia pomiędzy dwojgiem dojrzałych ludzi.
Słowem, Wypadek na ulicy Starowiślnej całkowicie mnie zauroczył. To pogodna, pełna ciepła powieść, o której unikalności stanowią okoliczności w jakich powstała. Niewielu pisarzy decyduje się bowiem na tak wyraźne wplecenie wątków autobiograficznych do, w gruncie rzeczy, debiutanckiej powieści, ale dzięki tej szczerości i otwartości pisarka całkowicie porwała swoich czytelników. Mało jest tekstów pisanych z taką pasją i uczuciem. Dlatego niezwykle cieszę się, że ten jeden, wyjątkowy, poznałam.