![]() |
|
|
Data publikacji: 8 stycznia 2012 | A- A A+ |
Codzienność w Toskanii (2010) to ostatni z trzech pamiętników, składających się na trylogię kortońską – zbiór opowieści Frances Mayes o jej życiu w toskańskim miasteczku na wzgórzu. Niecodzienny, bo napisany po dwóch dekadach zamieszkiwania w Cortonie. Ta książka to rozpisane na cztery pory roku podsumowanie minionych dwóch dekad, a przy tym nastrojowy zbiór impresji, pełen soczystych smaków, odurzających zapachów i intensywnych kolorów.
– Gdy pierwszy raz przyjechałam do Bramasole, z agentem nieruchomości, powiedziałam kpiąco:
– No i proszę.
No i proszę. Kiedy otwierała się przede mną zardzewiała brama, nie miałam pojęcia, jak ogromne zmiany mnie czekają. Na fasadzie budynku lśniły plamy słoneczne, budziły kolory, które za każdym razem, gdy podnoszę na nie oczy, zdumiewają mnie i przyprawiają o dreszcz. Przyjechałam do Włoch z powodu dróg obrośniętych cyprysami, wibrujących życiem placów, czystych linii kościołów romańskich na wsi, a także z powodu kuchni i historii. Wciągnęła mnie niekończąca się „festa” codzienności między najbardziej gościnnymi ludźmi na świecie. Urządziłam sobie tutaj dom właściwie mimochodem, to raczej owo miejsce mnie zagarnęło i ukuło na własny obraz i podobieństwo.
Zamieszkanie w Bramasole otworzyło zupełnie nowy rozdział w życiu Frances Mayes. Pisarka spogląda wstecz, do tamtych dni, kiedy po raz pierwszy zamknęła w dłoni klucz do posiadłości. Jej wspomnienia są ciepłe, pełne sentymentu, a dotyczą nie tylko jej najbliższych, ale wiążą się też z przyjaciółmi domu, sąsiadami czy ludźmi znanymi jedynie z widzenia, lecz widzianymi niemal codziennie od dwudziestu lat. Tytuł doskonale oddaje zawartość tych sympatycznych reminiscencji. Mayes opowiada o sprawach drobnych: o codziennych radościach i smutkach, o gotowaniu i pieleniu grządek, o biesiadowaniu w ogrodzie i zakupach na malutkich targach. Opowiada też o włoskim kinie, literaturze, architekturze i sztuce. I wreszcie opowiada o remoncie kolejnego domu – XIII-wiecznego Fonte delle Foglie, przykucniętego na zboczu Monte Sant’Egidio. To właśnie w tej okolicy rzekomo mieszkał Luca Signorelli. Naprawdę nazywał się Luca d’Egidio di Ventura, co sugeruje, że jego rodzina mieszkała na górze Sant’Egidio. Na autoportrecie artysta ma twarz o zdecydowanym wyrazie. Wygląda na człowieka, który dobrze wie, kim jest. Wiele razy widziałam podobne rysy wśród mieszkańców tutejszych gór.
Signorelli intryguje Mayes na tyle, że pisarka pewnego dnia postanawia odbyć podróż śladami artysty. Jej podróż jest szczególna, bo odbywa się w myśl słów Henry’ego Millera, który uważał, że celem człowieczej drogi nie jest jakieś miejsce, lecz sposób postrzegania. Pisarka przeczesuje Toskanię szlakiem dzieł pozostawionych przez Signorellego. Z listą obrazów w kieszeni i plecakiem na plecach odwiedza muzea i kościoły, napawając się nawet najdrobniejszym pociągnięciem pędzla. Ale to nie jedyna podróż w jaką wybiera się Mayes. Razem z Edem poznaje Umbrię, Ligurię, Marche. Miejsca, które poznaje zapierają jej dech w piersiach. Podobnie jak związane z nimi historie – ot, choćby ta zasłyszana w jednej z miejscowości, która swoją nazwę wzięła od kobiet oczekujących w oknach na wracających z połowów mężów. Camogli, z włoskiego ca’moglie; po polsku – dom żon.
Wśród tych słodkich wspomnień znajdują się też takie, które mają gorzki posmak. Na fali sukcesu Pod słońcem Toskanii do Bramasole zaczęli napływać turyści – czytelnicy zafascynowani opisaną historią i chcący osobiście poznać samą Mayes. Zaczęli zostawiać ukwiecone gałązki, szyszki, monety, świece, notatki, wiersze i drobne upominki, takie jak ozdoby na Boże Narodzenie, książki, medaliki z podobiznami świętych czy butelki wina. Dzisiaj znalazłam misia koala trzymającego flagę australijską. Rządek siedmiu obrazków przedstawiających Bramasole ozdabia biblioteczkę, wszystkie zostawione przez nieznajomych. Uwielbiam te tajemnicze więzi.
Podczas gdy drobne dowody sympatii sprawiały pisarce radość, nie spodobały się samym kortończykom. Skali, jaką osiągnęło ich niezadowolenie, i sposobu, jaki został wybrany, na rozładowanie gniewu, nie da się opisać inaczej jak zwyczajnie szokujących. Sielskie życie na włoskiej prowincji w jednej chwili zamieniło się dla pisarki w jeden wielki koszmar. W świetle tego, co ją spotkało, tym większy podziw budzi jej determinacja, aby na przekór wszystkim spędzić resztę życia pod murami etruskiego miasta. W tęskniącym do słońca Bramasole, z cytrynową lemoniadą w ręku i niegasnącym uśmiechem na ustach.