![]() |
|
|
Data publikacji: 6 stycznia 2013 | A- A A+ |
Początkowo wydaje się, że Obce dziecko to zbeletryzowana biografia Cecila Valance’a – młodego angielskiego arystokraty, poety i homoseksualisty, którego dobrze zapowiadające się życie, przerywa dramatyczna śmierć w okopach I wojny światowej. Tymczasem ta powieść to nie tyle biografia (a raczej homobiografia), co napisana z rozmachem saga, w której postać Cecila jest zaledwie przyczynkiem do opowiedzenia historii dwóch rodów na przestrzeni XX wieku. Jej autorem jest Alan Hollinghurst – prozaik, którego jednomyślnie uznaje się za jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy brytyjskich. Każda jego nowa książka to literackie wydarzenie roku.
Alan Hollinghurst – powieściopisarz, poeta, tłumacz. Absolwent oksfordzkiego Magdalen College, niegdyś recenzent „The Times Literary Supplement”, dziś wykładowca University College London. Zadebiutował prozatorsko w 1988 roku powieścią Klub Koryncki (ang. The Swimming-Pool Library), za którą rok później otrzymał Somerset Maugham Award. W 1994 roku wydał Spadającą gwiazdę, zaś w 1998 roku nieprzetłumaczoną dotąd na język polski książkę pt. The Spell. Na swoją kolejną powieść kazał czytelnikom czekać aż sześć lat. W 2004 roku opublikował Linię piękna, za którą dostał Nagrodę Bookera. Ta książka nie tylko ugruntowała jego status ikony literatury gejowskiej, ale i przyniosła mu uznanie ogólnoświatowej krytyki i tytuł jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy Wielkiej Brytanii. W 2011 roku wydana została piąta powieść Alana Hollinghursta – Obce dziecko. Książka błyskawicznie trafiła na szczyty list bestsellerów, a sam pisarz został uznany przez brytyjskich księgarzy za autora roku 2011. Doczekał się też kolejnej nominacji do Bookera, lecz już nie samej nagrody (tę otrzymał Julian Barnes za Poczucie kresu).
Obce dziecko to powieść, która odzwierciedla literackie pasje Alana Hollinghursta. Jej tytuł został zaczerpnięty z elegii In Memoriam A.H.H. sir Alfreda Tennysona, którą poeta pożegnał swojego najlepszego przyjaciela Arthura Henry'ego Hallama. Ale to nie jedyne echo wielkiego poety w utworze nie mniej wielkiego prozaika. Przyjaźń Cecila i George’a do złudzenia przypomina tę, jaka łączyła Tennysona z Hallamem (podobne są okoliczności poznania się obu mężczyzn, wspólne jest też ich przynależenie do Cambridge Apostles). Epigraf, otwierający piątą część książki, to słowa Nikt cię nie pamięta z In Memoriam Alfred Lord Tennyson Micka Imlaha. Obce dziecko to także nawiązanie do Powrotu do Brideshead Evelyna Waugh.
Najnowsza powieść Alana Hollinghursta składa się z pięciu części, a każda z nich wprowadza do fabuły kolejne pokolenie bohaterów – czy to potomków rodów Sawle’ów i Valance’ów, czy to osób blisko związanych z obiema rodzinami. Ta mnogość pełnokrwistych, świetnie skrojonych postaci momentami nastręcza problemów. Przede wszystkim dlatego, że poszczególne części powieści nie otwierają choćby krótkie prologi. Opisywane wydarzenia oglądamy niczym przez dziurkę od klucza – widzimy tylko to, co dzieje się tu i teraz, szerszego kontekstu trzeba się dopiero domyślić. Czytający nie może dać się zwieść angielskiej sielance, musi zachować czujność.
W mgnieniu oka i bez słowa wyjaśnienia Hollinghurst przenosi czytelników z edwardiańskiej Anglii do okresu międzywojnia, żeby następnie wrzucić ich w sam środek czasów współczesnych. Pięć części, pięć epok, pięć rzeczywistości, a każda z nich bardzo sugestywnie odmalowana. Hollinghurst zwraca uwagę na detale, momentami aż przesyca powieść szczegółowymi opisami. Jego język jest kwiecisty, pełen epitetów, porównań i metafor. Ale czy słowa, z którymi ma do czynienia polski czytelnik to faktycznie słowa Alana Hollinghursta? Już w pierwszych recenzjach krytycy literaccy podnosili zarzuty przeciwko polskiemu przekładowi Obcego dziecka: Tekst sprawia wrażenie, jakby tłumaczka nie tylko pracowała po łebkach, ale i zupełnie nie dbała o to, co pisze autor. Jeśli Valance napisał tekst w „regularnych tetrametrowych kupletach” (dodajmy znów – „dystychach” raczej; „kuplety” to po polsku coś innego), to nie można później dawać tegoż wiersza jedenastozgłoskowcem. Kiedy Daphne zaczyna pisać list od litery „D” i zastanawia się, czy rozwinąć to w „darling”, „dear” czy „dearest” – w wersji polskiej zaczyna od „D” i zastanawia się, czy dalej ma być „kochanie”, „drogi” czy „najdroższy”. Koncept zmienia się w kretynizm. Z książki, która cała skrzy się błyskotliwymi dialogami i zabawami słownymi, do rąk polskiego czytelnika dociera bura masa, pełna niezrozumiałych resztek z konceptów oryginału. „Revel” (czyli „ubaw”) to nie tylko imię – a właściwie przezwisko – jednego z bohaterów, ale i tytuł części o szalonych latach dwudziestych; nieprzełożenie przezwiska zupełnie wypacza sens tytułu. Podobnie jak pozostawienie imienia psa w oryginalnym brzmieniu „Rubbish” („śmieć”, ale i „bzdura”), podczas gdy jednym z najbardziej zapadających w pamięć obrazów jest wściekły pisarz, idący przez ogród i wrzeszczący: „Bzdura! Bzdura!” (tak naprawdę woła tylko psa – a ta dwuznaczność jest jednym z przykładów wyobraźni językowej autora).*
Niesolidny przekład, znacząco zubaża powieść. Odziera ją z niuansów, które sprawiają, że można mówić o naprawdę wielkim dziele. Obce dziecko w wydaniu polskim to powieść dobra, ale nie wybitna. Solidna, ale nie błyskotliwa. Lecz niezmiennie, co może być poczytywane i za wadę, i za zaletę, na wskroś brytyjska.
Brytyjczycy kochają biografie oraz wszystkie książki o charakterze autobiograficzno-konfesyjnym. Alan Hollinghurst w Obcym dziecku nawiązuje do tego zamiłowania do grzebania w cudzych domowych pieleszach. Jednak jego książka to nie biografia, a raczej biografia biografii. Tworząc za pośrednictwem różnych bohaterów kolejne portrety Cecila, dowodzi, że pomimo najlepszych intencji nie da się stworzyć obiektywnego zapisu czyjegoś życia i to nie tylko dlatego, że w miarę upływu czasu zacierają się wspomnienia. Nieustępliwi biografowie penetrują przeszłość, lecz na ich drodze do prawdy stają kłamstwa, wstydliwe sekrety i skrzętnie skrywane tajemnice. Dla niektórych świadków półprawdy to sposób na zachowanie dobrego imienia, dla innych – metoda na wpisanie się w normy społeczne. Bez względu na intencje, nietrudno o zafałszowanie rzeczywistości i idealizację. A stąd tylko o krok od stworzenia mitu.
Hollinghurst znakomicie obrazuje narodziny legendy Cecila. Świetnie portretuje też codzienne życie brytyjskich wyższych sfer – trącące myszką, lecz nieprzemijające obyczaje, pruderyjne zachowania i bezpruderyjne myśli. Dzięki wielu planom czasowym, pisarz zgrabnie dokumentuje zmiany, jakie zachodzą w brytyjskim społeczeństwie, a stosunek do homoseksualistów jest dla niego papierkiem lakmusowym stanu tegoż społeczeństwa. Wielość podjętych tematów to atut, jednak to wciąż za mało, aby mówić o literackim wydarzeniu roku. Z powodu fatalnego tłumaczenia, Obce dziecko jest jedną z tych książek, które po przeczytaniu nieszczególnie się pamięta.
Czasami książka pozostawała jak kolorowy cień na skraju pola widzenia, równie niewyraźny i niemożliwy do uchwycenia, jak coś widzianego w deszczu z jadącego pojazdu; kiedy zobaczyło się to przez moment, znikało bezpowrotnie. Czasami zostawała atmosfera, nawet jakieś zarysy sceny: mężczyzna w gabinecie patrzy przez okno na Regent’s Park, na ulicach deszcz – niewielki niewyraźny szkic sytuacji, której początku nigdy nie będzie już mogła odnaleźć w żadnej z powieści przeczytanych w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Po lekturze Obcego dziecka pozostaje wspomnienie mężczyzny samotnie stojącego pod bezlistnym drzewem, zamglonej łąki i… poczucie niedosytu. Szkoda, naprawdę szkoda.
* Jacek Dehnel, „Obce dziecko” Hollinghursta: potęga (złego) przekładu, „Gazeta Wyborcza”, 09.10.2012, http://wyborcza.pl/1,75475,12633873,_Obce_dziecko__Hollinghursta__potega__zlego__przekladu.html.
Nie zmogłam, niestety.. nie dałam rady. doszłam do prawe 400 stron i pieprzłam w kąt. Kompletnie mnie nie zainteresowała, jedno i to samo - przeżywanie tego niby wielkiego poety Cecila, te ciągłe wątki homoseksualne, fragmentarycznosć. Kompletnie nie trafiła do mnie, nie rozumiem ceny tej książki..:)
ps. błagam zlikwiduj te kody obrazkowe bo wpisuję je po 4 razy a ciągle cos nie tak, odechciewa się komentować :)
Aniu,
nie żebym miał pretensje, ale dlaczego duża dużość czytelników pastwi się nad przekładem?
To jest bardzo nieładne zagranie, opierać się na jednej opinii. Chyba że były inne?
Mera,
kody są fajne, czasami to najbardziej merytoryczna cześć komentarza internałty ;))))
Krzysztofie, były inne, były. Zanim napisałam recenzję, zrobiłam mini-kwerendę i, niestety, ten zarzut często pojawiał się w tekstach. Fragment recenzji Jacka Dehnela przytoczyłam tylko dlatego, że Autor zawarł w niej wiele konkretnych przykładów na nieadekwatność przekładu. Wiem jednak, że zaintrygowana różnicami, będę chciała sama sprawdzić czym się różni "Obce dziecko" od "The Stranger's Child". Czekam tylko na własny egzemplarz tej książki :)
Mary, ja z "Obcym dzieckiem" miałam jak swego czasu z "Co widziały wrony" Ann-Marie MacDonald: pierwsze rozdziały mnie zachwyciły, a później... było już tylko gorzej. A cena książki... bez komentarza. Nie rozumiem polityki cenowej wydawnictw. Wszyscy poszaleli, jakby się uwzięli, żeby książka faktycznie była dobrem luksusowym ;)
Co zaś się tyczy kodów obrazkowych - niestety muszą być, bo jak ich nie ma, strona tonie w spamie (w ciągu nocy potrafiło pojawiać się pod artykułami nawet kilkaset bzdurnych wpisów. Brak mi zdrowia, żeby to usuwać :(
No mam tylko nadzieję, że ów kwerendy nie zakończyły się na blogowych jedno-deseniowych powtórzeniach (tylko) "o złym przekładzie", bo póki co, to tylko Szanowny Pan Dehnel może się cieszyć z siły rażenia, a być może chciał skorzystać z mocy poprawiania przekładów, publikując na GW.
Tiaaaa, strona rośnie w spamie, ale jest przynajmniej potencja(ł) komentarzowy ;)
A poza tym, spróbuj zintegrować IntenseDebate z akismetem :)
Aaaa! I pisz więcej! :)
Zdecydowanie nie, elementarny obiektywizm być musi! Nawet w subiektywnym Dzienniku Literackim ;) Choć i tak mam nadzieję jak najszybciej zastąpić ten fragment swoimi spostrzeżeniami ;) A co do pisania - postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, tym bardziej, że nazbierało mi się sporo zaległości. Do zrecenzowania mam jeszcze... 41 książek ;)