![]() |
|
|
Data publikacji: 19 września 2010 | A- A A+ |
Penelope Green urodziła się w Sydney i pracowała w Australii jako dziennikarka. W swojej ojczyźnie osiągnęła sukces, jednak spełnienie zawodowe okazało się dla niej niewystarczające. W 2002 roku Penny przeniosła się do Rzymu. Tam przeżyła trzy lata. Swoje wrażenia z pobytu w stolicy Włoch zamknęła w książce Rzymskie dolce vita. W 2005 roku Green przeprowadziła się do Neapolu, gdzie pracowała dla Agenzia Nazionale Stampa Associata (ANSA) – największej agencji dziennikarskiej we Włoszech. To właśnie o jej pobycie u stóp Wezuwiusza traktuje Neapol, moja miłość. Dlaczego Neapol? Green unika odpowiedzi na to pytanie, bo nie chce przyznawać się do kierujących nią motywów. Neapol to miasto kamorry, a Australijka ma nieprawdopodobną słabość do kryminalistyki i badania przestępczości.
Choć Penny mieszka już we Włoszech kilka lat i całkiem dobrze posługuje się językiem włoskim, dla Włochów nadal pozostaje una straniera, cudzoziemką. Australijka powoli zapuszcza korzenie w Italii, jednak pomimo sympatii, jaką darzą ją Neapolitańczycy, nadal pozostaje dla nich kimś obcym. Ta perspektywa życia w społeczeństwie, ale poza społeczeństwem, daje się zauważyć także w narracji książki. Choć Penny momentami sprawia wrażenie, jakby czuła się jak Włoszka, nadal pozostaje Australijką i z tego punktu widzenia opowiada nam o Neapolu. Opowiadając o Neapolu, opowiada jednak przede wszystkim o trapiącej go przestępczości. Bezprawie wpisane jest bowiem w kulturę miasta. W każdym swoim wymiarze jest ono kontrolowane przez klany kamorry.
Nazwę „kamorra“ wyjaśniano na różne sposoby. Dla jednych słowo wywodziło się od kurtek, jakie nosili dawniej w Hiszpanii zbójcy, „gamurri“. Inni twierdzili, że pochodzi od Garduny, średniowiecznego tajnego związku hiszpańskich złoczyńców, którzy mieli dokazywać w okolicy miasta jeszcze przed zajęciem Neapolu przez ich pobratymców z Półwyspu Iberyjskiego. Jeszcze inni sądzili, że słowo to wywodzi się od hiszpańskiego słowa „morra“, „bić się, walczyć“. W końcu dowiedziałam się, że kamorra jest dużo starsza od włoskiej mafii i że – choć mało kto ma tego świadomość – są to dwie różne organizacje. Mafia sycylijska to zhierarchizowana struktura, którą kieruje jedna osoba. Kamorra składa się z wielu grup przestępczych, różniących się między sobą wpływami, organizacją wewnętrzną, zasobami finansowymi i sposobem działania. Jak donosił „Internazionale“, kamorra jest też okrutniejsza niż mafia i chętnie ucieka się do wendety.
Green rozmawia profesorem Lambertim, założycielem Centrum Studiów nad Kamorrą (Osservatorio sulla Camorra), z ojcem tragicznie zamordowanej Annalisy Durante, z księdzem Luigim Merolą czy z panią mer Rosą Russo Iervolino. W poznawaniu Neapolu pomaga jej nie tyle urok osobisty, co legitymacja prasowa. Green za wszelką cenę chce dowiedzieć się jak najwięcej o kamorrze. Stąd rozmowy z osobami powiązanymi na różne sposoby z klanami. Stąd też próba nawiązania kontaktu z Robertem Saviano, autorem Gomorry. Stąd też wreszcie wywody na temat złodziei na motocyklach, wyłudzeń czy haraczy, stanowiących ważny, choć przykry, fragment neapolitańskiej rzeczywistości.
Choć Neapol urzeka Green, Australijka nie roztkliwia się nad pięknem jego krajobrazu. Woli konkret od sentymentalnych opisów. Jest ciekawa miasta i ciekawa ludzi. Ma wyostrzone zmysły i z łatwością wyłapuje interesujące detale. Portretuje Neapolitańczyków z sympatią, lecz jej szkice nie są pozbawione krytyki. Zauważa ich spóźnialstwo, brak dbałości w utrzymywaniu relacji, po trosze konformizm. Równocześnie podziwia ich gościnność i, jej zdaniem, cudownie miękki dialekt. Jednak to, co szczególnie ją interesuje, to zwyczaje i wierzenia, składające się na wielowiekową tradycję miasta. Ot, choćby te, dotyczące munacielli, czyli duszków dzieci ubranych w koszule nocne i buty ze srebrnymi klamerkami. „Munacielli“ czasami podrzucają pieniądze lub podpowiadają numery w loterii, ale niektóre płatają figle, chowając drobne przedmioty lub tłukąc talerze. Są też psotniki ocierające się o ludzi na ulicy.
To dzięki takim drobiazgom, a także pełnym szczegółów opisom Green przyciąga uwagę czytelników. I to one sprawiają, że ci ostatni wybaczają jej frustrację, popychającą ją do dostrzegania w każdym mężczyźnie potencjalnego narzeczonego. Australijka bawi, zaciekawia i intryguje. W końcu nie każdemu udało się zobaczyć Neapol i przeżyć.
druga pozytywna recenzja. i ta cudowna okładka.. ech
Ciekawe, co powiesz na okładkę nowej de Blasi :)