![]() |
|
|
Data publikacji: 18 lutego 2009 | A- A A+ |
Początek XIX wieku, Anglia. W zaciszu tajemniczej biblioteki w jednym z domów w Yorku w każdą trzecią środę każdego miesiąca spotyka się towarzystwo magów. Uważani za najmądrzejszych i najbardziej obeznanych z magią dżentelmenów w całym hrabstwie, spędzają długie godziny na debatowaniu o magii. Jednak żaden z nich nigdy nie rzucił ani jednego zaklęcia. Nonsensem jest bowiem założenie, że magowie mają obowiązek praktykować magię. Chyba nie sugeruje pan, że botanicy powinni wymyślać kwiaty, a astronomowie przestawiać gwiazdy? Magowie, szanowny panie, studiują magię praktykowaną w dawnych czasach. Czy trzeba czegoś więcej? Owszem. A przynajmniej do takiego wniosku dochodzi część magów. Dżentelmeni postanawiają więc skontaktować się z jedynym żyjącym praktykującym magiem. I doprowadzić do odrodzenia się magii.
Bitwa pod Waterloo rozgrywająca się pod wpływem czarów, lord Wellington korzystający z pomocy magów w walce z Napoleonem, magiczne królestwa Króla Kruków pełne mrocznych elfów, wilgotny od mgły Londyn, skąpana w słońcu Portugalia, zasnuta malowniczymi chmurami Wenecja i przesycona posępną muzyką kraina Faerie. Tej powieści się nie czyta, ją się słucha, bo ona się sama opowiada. Po czym dochodzi do wniosku, że tysiąc stron to stanowczo za mało…
Dziesięć lat ciężkiej pracy. Właśnie tyle czasu zajęło Susannie Clarke napisanie Jonathana Strange’a i pana Norrella, powieści swojego życia. Bo choć o debiucie nie powinno się tak mówić, trudno określić tę książkę inaczej. Pisarka stworzyła zupełnie, ale to zupełnie nową jakość w światowej fantastyce. Połączyła bowiem w unikalny sposób magię z fikcją i historią, świat czarów ze światem realnym, czyniąc czasy napoleońskie tłem dla niezwykłej rywalizacji dwóch ostatnich magów Anglii.
Susanna Clarke urodziła się w 1959 roku w Nottingham. Publikować zaczęła dość późno, bowiem dopiero w II połowie lat 90. To właśnie wtedy powstało kilka opowiadań, które później zostały umieszczone w zbiorze pt. Damy z Grace Adieu i inne opowieści. W międzyczasie pisarka cały czas pracowała nad swoją debiutancką powieścią. Książka, zatytułowana Jonathan Strange i pan Norrell, ukazała się w 2004 roku i bardzo szybko wzbudziła niemałą sensację. Neil Gaiman powiedział, iż to bez wątpienia najlepsza powieść fantasy, jaka ukazała się w ciągu ostatnich 70 lat. Recenzenci zaś określili ją Harrym Potterem dla dorosłych. Jednak w moim przekonaniu mniej trafnego porównania nie mogli ukuć. Oprócz faktu, iż obie pisarki poruszają się w obrębie fantastyki, obie powieści nie łączy nic. Mało tego, w porównaniu z Susanną Clarke, Joanne K. Rowling pozostaje daleko, daleko w tyle.
Fabuła powieści zasadza się na relacjach pomiędzy dwojgiem głównych bohaterów – jedynym żyjącym praktykującym magiem a młodym adeptem sztuki magii. Przyjaciele przemieniają się w zaciekłych wrogów, kiedy młody Jonathan Strange decyduje się upowszechnić magię. Strange chce wydać książkę o magii, założyć własne pismo magiczne i przyjąć do siebie na praktykę kilku uczniów, aby magia praktyczna wyparła magię teoretyczną. Jego plany doprowadzają do białej gorączki Gilberta Norrella – podstarzałego tetryka, cynicznego naukowca napawającego się monopolem na wiedzę – który sprzeciwia się używaniu magii, choć sam nie stroni od poznawania jej mocy. Jonathan Strange i pan Norrell jest więc opowieścią o dwóch angielskich magach, którzy doprowadzili do renesansu magii. A przy tym do obalenia Napoleona, ale to już zupełnie, ale to zupełnie przypadkowo.
Ten tandem magiczny to nie jedyni bohaterowie Susanny Clarke, którzy są niezwykle zabawni, ciekawi i niejednoznaczni. Dotyczy to również postaci drugoplanowych, a także przestrzeni, w której wszyscy oni funkcjonują. Faerie Clarke nie przypomina słodkiej krainy elfów rodem choćby z Władcy Pierścieni. W królestwie Króla Kruków elfy są bezwzględne i bezduszne, wrogie ludziom. Pisarka czerpie z mrocznej mitologii fantasy pełnymi garściami. Dźwięk zaklętych dzwonów, makabryczne przedmioty, śnieg, deszcz i groźne zwierciadła…
Jednak mroczny nastrój Jonathana Strange’a i pana Norrella rozświetla cudowne poczucie humoru pisarki. Nieco ironiczne, kąśliwe, trochę w stylu Jane Austen, wpisuje się w Dickensowską narrację i przepiękny styl snucia opowieści.
- Czy mag może zabić za pomocą magii? – spytał Strange’a lord Wellington.
Strange zmarszczył brwi. Pytanie najwyraźniej nie przypadło mu do gustu.
- Mag zapewne może – przyznał – lecz dżentelmen z pewnością nie powinien.
Jonathan Strange i pan Norrell to wiktoriańska powieść fantasy. Tak niepowtarzalna, że aż ciężko ją ubrać słowa. Zabawna i inteligentna alternatywna historia Anglii, w której mały elf czasem może więcej od wielkiego lorda Wellingtona ;)
Po pierwsze: zaskoczyłaś mnie, pisząc o tych książkach ;) Czaję się na nie już od pewnego czasu i widzę teraz, że faktycznie warto. Sam pomysł na fabułę wydaje mi się niesamowity, podobnie zresztą jak w cyklu "Temeraire" Naomi Novik (też się czaję :)).
Po drugie: Ty coś kręcisz. Nikt nie może czytać w takim tempie :p
Lubię takie książki, w których ten drugi świat jest na wyciągnięcie ręki. Bardzo podobała mi się Clarke ( i jej wersja Faerie), o Gaimanie nawet nie wspominam. Teraz pora upolować Ekaterinę Sedię i jej "Tajemną historię Moskwy" :D
O, a wiecie, że ja nic o wspomnianych przez Was tytułach nie słyszałam? Czas przegooglować sieć, bo jeśli są podobne do Clarke to muszę je kiedyś przeczytać. Ger, naprawdę warto, nawet się nie zastanawiaj. Może akcja nieco ospale się rozwija, ale właśnie w niej tkwi urok stwarzanego przez pisarkę świata. Teraz smakuję niejako kontynuację powieści, opowiadania ze zbioru Damy z Grace Adieu i na nowo się w nim zanurzam. Bazylu, czytałeś? A jeśli tak, jak Ci się podobały? :)
Ger, z dnia na dzień 1000 stron pewnie nie, ale przez czas sesji owszem... :D Wreszcie nadrabiam recenzyjne zaległości, bo nawet jeśli zdarzyło mi się coś czytać, to za Chiny nie chciało mi się tego recenzować... :p
"Dam ..." nie czytałem. Miałem kupić żonie, ale jakoś tak zeszło. Zresztą obydwojgu nie zbywa czasu i z czytaniem coraz gorzej :( Ale prędzej czy później nowa Clarke trafi w moje łapki :D
To jeśli żonie nie przeszkadzałoby czytanie po angielsku to kup jej oryginalne wydanie - cudne! Płócienna oprawa z tłoczeniami, format B5 z wyraźnymi rysunkami wykonanymi pędzelkiem i kartki cięte nie maszynowo a nożykiem ;) Brytyjskie wydanie Dam... to chyba najczęściej "macana" w moim domu książka - śliczna ;)
Annie, cykl Novik jest podobny do cyklu Clarke chyba tylko w tym, że też połączono w nim fantastykę z historią ;) No i ten drugi wydaje mi się bez porównania ciekawszy - kusi stylem, jaki zaprezentowałaś nam w tych króciutkich fragmentach :) To, że go dorwę, jest pewne - to tylko kwestia czasu :D
Niestety, obydwoje jesteśmy jednojęzyczni, a dla samej estetyki... sama rozumiesz :)
Bazylu, rozumiem, rozumiem... Pozostaje nam tylko ubolewać, że takich ładnych wydań nie uświadczymy w Polsce :(
Ger, zatem trzymam kciuki! Swoją drogą już nabyłaś powieść Taylora, teraz Clarke... Zaraz zaczniesz na mnie psy wieszać, że Cię z torbami puszczę :D
Tylko Taylor jest w całości Twoją "winą" - właśnie od Ciebie się o tej książce dowiedziałam ;) Na Clarke i tak się czaiłam, Ty mnie tylko w tym upewniłaś . Dlatego nie przejmuj się, nie będę na razie niczego wieszać :p ;)
Uff, kamień z serca :D